Myślę o dziesięciu sprawach naraz, nie mogę skupić się na jednej rzeczy, odtwarzam w głowie słowa, te dobre z wczorajszego wieczoru i te z dzisiaj...
Powtarzasz mi już któryś raz, że w głębi duszy jestem dobrym człowiekiem, a ja coraz mniej w to wierzę...
Nieświadome ranienie bliskich osób opracowałam do perfekcji. Nieświadome, bo nawet nie wiem kiedy to się dzieje, nie zauważam gdy robię coś na tyle nie tak, że jest źle, a gdy to widzę jest już za późno. Jeśli więc nie potrafię dostrzec, że moje czyny krzywdzą innych, to zło jest we mnie zakorzenione tak mocno i tak głęboko, że staje się naturalne.
Nie nadaje się do utrzymywania kontaktów z ludźmi. Jednak tak powiedzieć jest najłatwiej... To taka ucieczka od odpowiedzialności.
Czasami mam ochotę zamknąć się w czterech ścianach i siedzieć tam tak długo, że gdy wyjdę to za drzwiami nikogo już nie będzie, nikt nie będzie czekał. Czasami czuję się jakby cały świat sprzymierzył się przeciwko mnie, więc czemu i ja się na niego nie obrażę? Czemu nie tupnę nogą, nie trzasnę drzwiami, nie zamknę się w tym pokoju? Bo jest tam smutno, dziwnie "nijak", gdy nie wlatuje do niego Ćma. Miałam nadzieje, że to wiesz, ale widocznie nie okazałam tego dostatecznie mocno.