Nadal w to nie dowierzam, choć to już postanowione, że za kilka godzin zapakuję walizki i wyjadę. Nie to, żebym nigdzie nie wyjeżdżała, w sumie to wyjeżdżam raczej często, większość swojego życia spędzam na walizkach. Tylko tym razem będzie inaczej, nie jadę gdzieś po coś, ani dla czegoś, czy kogoś...
To będzie taka "wycieczka", którą planuję od kilku lat i również od tych kilku lat ciągle przekładam, obiecując sobie, że w następne wakacje na pewno się uda, tak naprawdę sama w to nie wierząc. A jednak potrafię zaskoczyć siebie, tym bardziej, że wybrałam góry i nie przeraża mnie nawet 12 godzinna podróż w tę i z powrotem. Jestem tak bardzo spragniona zrobienia czegoś innego, że ta myśl mnie tylko napędza i jeszcze to poczucie, że nie ciąży na mnie żadna presja, że nie mam nic do zrobienia, oczywiście muszę wymazać z pamięci na te kilka dni myśl o egzaminie, ale pójdzie mi z tym łatwo, bo przecież nie trudno jest oddać się w szpony błogiego lenistwa.
Wyrwałam 5 wolnych dni dla siebie i nawet się zastanawiam czy nie wyłączyć choć na jeden dzień telefonu, by na tę "chwilę" oderwać się od reszty świata.