Może najpierw sprawa "Bydgoszczy", miasta w którym nic nie jest takie samo, bo tu wszystko jest na przekór... Jak w Darłowie coś jest białe, to tu jest czarne, jak w Darłowie coś jest proste to tu jest skomplikowane... I nawet moje buty, które jeszcze nad morzem były szare, tu okazały się beżowe, khaki, a nawet brązowe, a co gorsza ich producent się ode mnie odwrócił i nie wie, że są szare, siwe czy w jakimś takim odcieniu...
Druga sprawa, to sprawa pracy, której nieudolnie szukam od jakiegoś czasu. "Nieudolnie", bo bez skutku, tylko ile w tym wszystkim jest mojej winy? Najlepsze jest to, że na stwierdzenie: "Szukam pracy", wszyscy pytają: "Dlaczego?" I tu taka kwestia, jacy wszyscy? Znajomi. Uczelniani, akademiccy, uliczni, po prostu wszyscy. A pracy szukam dlatego, że niezależność ma tak słodki smak.
Kolejna sprawa to studia... W tym roku obiecałam sobie, że będę się "uczyć"... W sumie "obiecałam", to zbyt mocne słowo, to było raczej coś w rodzaju postanowienia w celu uniknięcia zaległości i jak zawsze zapału wystarczyło mi na tydzień, no ale cóż... "Studiowanie" jest bardziej wciągające niż "uczenie się", a zapał jak zawsze do nauki - słomiany.
I sprawa ostatnia, a tym samym pierwsza - Ty. Wiesz, że zamartwianie się jest zaraźliwe?
Co jeśli okażę się zbyt banalna, trywialna czy pospolita, totalnie zwykła, taka jak wszystkie, jedna z wielu?